Gliwice - Sławięcice
Witajcie po
dłuższej przerwie. Z pewnością sezon zaczął się dla mnie tak jak dla innych, od
czyszczenia roweru z jesiennego błota i smarowania łańcucha. Dla niektórych
sezon nie skończył się w ogóle, Marcinowi na przykład koniec sezonu nie
powiedział nawet ,,pora na przerwę’’.
Nie patrząc jednak na to kto
wpadł w zimowy letarg, oboje znów wjechaliśmy na szlak zmierzając w stronę Kędzierzyna. Wraz z początkiem bardzo wczesnego
sezonu postanowiliśmy wprowadzić trochę serdeczności i uśmiechu na nasze smutne
szare ulice, wdrożyliśmy w życie zwyczaj pozdrawiania wymijanych rowerzystów
niczym turyści na szlaku górskim. Z początku mieliśmy problem z synchronizacją
pozdrowień, ale z upływem czasu równomiernie witaliśmy kolarzy. Na drogach było
raczej spokojnie (pomijając grupy tirów, które od czasu do czasu z rykiem
silników przejeżdżały niemal dotykając naszych kierownic), po prawej i lewej
stronie roztaczały się pola czekające na jeszcze więcej słońca, którego i tak
jak na tą porę roku mamy aż nadto. To chowało się często za obłokami denerwując
głównie Marcina. Fotograf maluje światłem, a tym razem pojawiało się ono dosyć
kapryśnie.
Tuż za Pyskowicami w miejscowości Łany,
wstąpiliśmy do przydrożnego sklepiku, przed którym trójka miejscowych pijaczków
z piwem w ręku korzystała z hojności i łagodności zimy. Pani sprzedawczyni
piękną śląską gwarą zachęciła nas do kupienia jak się później okazało
faktycznie smacznych domowych bułek z bogatym wnętrzem w zaskakująco niskiej
cenie Były tak smaczne, że wróciłem po
jeszcze jedną. Czasem warto wybrać mniejszy sklepik od wielkiego dyskontu, a na
szlaku często ma się ku temu okazję. Po posiłku ruszyliśmy w dalszą drogę.
W zasadzie aż do samego Kędzierzyna podróż nie
obfitowała w żadne atrakcje, może prócz widzianej z daleka, całkiem sporej
gromadki saren oraz Kościoła p.w. ś.w.
Andrzeja Apostoła w Ujeździe. Stanęliśmy na poboczu by uśmiechnąć się do niego
przez obiektyw.
Województwo Opolskie przywitało nas
dwujęzycznymi nazwami miejscowości (polska i niemiecka nazwa). Cel przybliżył
się już znacznie, nie zależało nam na samym centrum Kędzierzyna, lecz jego
mniej znanej, wschodniej części, ale jakże urokliwej - dzielnicy Sławięcice. Z
pozoru ponura i stagnacyjna wioska kryje w sobie perłę architektury, która
nieco blednieje w towarzystwie opuszczonych cechów i magazynów. Kawałek przed
budowlą wbito w słup tabliczkę z zakazem wstępu. Nie dotyczy to nas – prawdziwych
podróżników, wchodzimy więc, uważając by nie wdepnąć w
jakąś minę. Absurdem jednak jest to, że mimo zakazu wstępu u stóp zabytku jest
tablica informacyjna, w czterech językach stricte dla oczu turystów.
Belweder
został wzniesiony w XVIII wieku i w tamtych czasach przylegał do niego piękny
ogród pielęgnowany przez najlepszych europejskich ogrodników. Teraz pałacyk
stoi pośród dzikiej trawy, a od ścian odpada tynk. Stojąc pod budowlą można
nasycić wzrok pięknymi łukami. Na ścianach widnieje niejeden podpis, zapewne
większość z nich autorstwa ludzi z pobliskich blokowisk – Jak widać obiekt nie
do końca zapomniany.
W oddali
dostrzegliśmy park, do którego wejść można było tylko okrężną drogą. Na
piechotę każda odległość wydaje się męcząca, mając natomiast rower chce się
odwiedzić wszystko co jest w pobliżu. Zajechaliśmy więc do pobliskiego parku
przejeżdżając przez rzekę po niewielkim mostku. Pierwsze co rzuca się w oczy to
skromne bunkry strzelnicze, które przywitają nas również później, w nieco innym
miejscu. Prawdziwym symbolem parku w Sławięcicach są malownicze ruiny pałacyku.
Także i tutaj napotkaliśmy mnóstwo ściennych, miłosnych dedykacji (głównie do
klubów piłkarskich). Uwagę zwracają pięknie rzeźbione ornamenty na kapitelach
oraz wyjątkowo wysoka ławka, bo wyciągnięta z ziemi przez jak przypuszczamy
tutejszą znudzoną młodzież.
Tuż obok
napotkaliśmy gigantyczną, powaloną brzozę, (tak tak brzozę, bardzo stare brzozy
u dołu nie przypominają tej typowej białej z czarnymi paskami – korona już
natomiast miała standardowy wygląd) Oboje przyznaliśmy, że nigdy wcześniej
takiej brzozy nie widzieliśmy. Musicie sami przyznać, że grubość pnia może
zadziwić.
Po chwili
odpoczynku wyjeżdżamy z parku i kierujemy nasze wierne maszyny do głównego
punktu wycieczki. Po drodze zatrzymujemy się przy śluzie Sławięcice na kanale gliwickim i chwilę rozmawiamy o kajakowych podróżach. Obiekt przyciągnął głównie
mnie, pasjonata budynków pokrytych bluszczem.
Dalsza droga prowadzi już przez las, który kiedyś
przecinały kilometry drutów kolczastych obozu koncentracyjnego Blechhammer,
filii głównego obozu mieszczącego się w Oświęcimiu.
W chwili obecnej zobaczyć można tam jedynie wieżyczki, małe
krematorium i słupy, które dźwigały niegdyś stalowy ciężar niewoli. Tam gdzie
mieściły się baraki dziś rosną drzewa.
Tuż przed małym krematorium mieści się plac apelowy.
Otoczony jest drzewami, ostatnimi, żywymi świadkami tragicznych wydarzeń. Na
placu wzniesiono pomnik upamiętniający śmierć więźniów obozu. Tuż za
krematorium znajduje się stacja kolejowa i tory, przez które przejedziemy po
opuszczeniu kompleksu, który tak naprawdę nie jest szczególnie znany
(przynajmniej nas w szkole o tym nie uczono, może nasi nauczyciele historii
uznali, że województwo opolskie to już nie jest nasza lokalna historia. Ciekawi
jesteśmy czy w Opolskich szkołach o tym mówią i czy przyjeżdżają tu wycieczki
szkolne?) Nasuwa się więc pytanie, czy historia jednak może być zapomniana?
Dalsza droga była już właściwie odyseją. Z leśnych zarośli
spoglądały na nas bunkry, schrony i wieżyczki. W końcu dojechaliśmy do siedziby
nadleśnictwa Kędzierzyn. Na lekkie wzniesienie wjeżdżamy dosłownie na
moment, spoglądamy od dołu na 35 metrowego kolosa wypatrującego ogniowego
zagrożenia.
Końcowe kilometry pokonujemy już w kamizelkach
odblaskowych. W Sierakowicach robimy ostatni, krótki postój na zakup
węglowodanów. Podróż minęła bez kontuzji i większego zmęczenia. W planach wypad
do Częstochowy, a więc pierwszy trening kondycyjny przed wyprawą wiedeńską.
Wyciągajcie rowery, naoliwiajcie łańcuchy i kto wie, może pozdrowimy was na
kolejnym szlaku.
"Ciekawi jesteśmy czy w Opolskich szkołach o tym mówią i czy przyjeżdżają tu wycieczki szkolne?"
OdpowiedzUsuńChodząc do pobliskiej szkoły w Sławięcicach niejednokrotnie odwiedzaliśmy to miejsce (Krematorium).
W 4 klasie jest przedmiot jak "wych. regionalne", na którym mówiliśmy o dziejach Sławięcic.
No to super. Myśleliśmy, że jest z tym gorzej.
OdpowiedzUsuń